poniedziałek, 26 marca 2012

Żniwiarzu, jeszcze nie pora...

Jakoś nie mogę pisać, bo mamy wielkie zmartwienie w domu.
Z małym białym staruszkiem, który mieszka w domu, jest bardzo niedobrze..





Rambuś choruje na serce od dawna, to znaczy na pewno odkąd jest u joaaa.
Jego historia jest długa i niewesoła. Tak zaczyna się jego wątek na dogomanii:
"Dziadek poz.5644, to mały staruszek, który pierwszy raz do schroniska trafił 19 lutego 2007 roku z ul. Ziemskiej w Zabrzu. Był wtedy zmarznięty i słabiutki, naprawdopodobniej wyrzucony przy drodze szybkiego ruchu DK88. 
Po trzech miesiącach los się do niego uśmiechnął i adoptował go pewien starszy Pan. 
Od tego czasu byli nierozłączną parą. Dziadziuś chodził ze swoim Panem bardzo dumny i zadowolony, a ludzie, którzy ich widywali uważali, że to najszczęśliwszą parą pod słońcem.
Niestety pewnego dnia, zaraz przed Świętami Bożego Narodzenia 2009 roku, przed furtką schroniska stanęła Pani z Dziadziusiem na smyczy. Jego Pan trafił do Domu Opieki Społecznej, a jego rodzina psa nie chciała. 
Tego dnia cały Świat Dziadziusia legł w gruzach. Psiak załamał się i zamknął w sobie, już nie jest tym samym dziarskim i radosnym staruszkiem co kiedyś... 
Piesek ma trochę powiększoną sylwetkę serca - dostaje codziennie lek enarenal, który naszczęście nie jest drogi. Ostatnio też musielśmy zacząć podawać mu leki antydepresyjne, ponieważ jest w bardzo złej kondycji psychicznej. "

Dobrzy Ludzie postanowili zabrać Dziadziusia ze schroniska. Zebrali pieniądze i Rambuś trafił do domowego hoteliku u Arktyki. Miało być tak cudownie, a tu znowu zonk.
Kiedyś w zimie Gosia była w pobliżu hoteliku i postanowiła odwiedzić psy tam mieszkające.
No i wtedy się okazało, że Arktyka wyjechała, psy mieszkają w zimnej oborze, a zajmuje się nimi sąsiad.
Zrobiła się wielka awantura, psy zostały jak najszybciej zabrane, a Rambuś i jego kolega Zygmunt w bardzo złym stanie trafili do weta. Na szczęście udało się ich uratować.
I wtedy joaaa zaproponowała, żeby Rambuś zamieszkał u niej w bezpłatnym domu tymczasowym, tylko prosi o pomoc w ewentualnym leczeniu Dziadziusia.

I tak się stało. Rambuś zamieszkał z innymi w stadzie kuchennym, szybko się zaaklimatyzował i był całkiem zadowolony. Joaaa pojechała z nim do kardiologa i na pierwszej wizycie Dr stwierdził, że jest bardzo dobrze, mała wada, ale na razie nie ma nawet potrzeby leczenia.
I wszystko było w porządku, aż tu nagle w grudniu zrobiło się żle, bardzo źle. Ale Dziadulek jakoś się wygrzebał i na ostatniej wizycie u kardiologa Pan Dr był bardzo zadowolony.






A teraz, znowu nagle, parę dni temu, znowu źle...
Bardzo źle...
Joaaa zapisała Rambusia do kardiologa, ale było miejsce dopiero na piątek.
Dzisiaj był znowu nasz miejscowy Pan Dr i naszpikował go lekami, i tylko pokiwał głową. Jutro będzie lepiej, powinno...
Musi doczekać do piątku! MUSI!!!

Musi być znowu dobrze!

Żniwiarzu, odejdź, jeszcze nie pora, jeszcze nie czas na Rambusia.
Prosimy...

1 komentarz:

  1. Ja także nie tracę nadziei, ze to cudne stworzonko jeszcze zostanie z nami na długo.
    Zapadł mi w serce od pierwszego wejrzenia.
    Ściskam Was mocno!

    OdpowiedzUsuń